Gazetka Szkolna
Publicznej Szkoły Podstawowej
im. Bohaterów Westerplatte
w Leńczach
Wydanie WIELKANOCNE
WITAJCIE DRODZY UCZNIOWIE !
Z OKAZJI WIELKANOCY WSZYSTKIM CZYTELNIKOM
GAZETKI SZKOLNEJ SKŁADAMY ŻYCZENIA RADOSNYCH ŚWIĄT,
SMACZNEGO JAJKA I OBFITEGO
ŚMIGUSA-DYNGUSA.
REDAKCJA
W tym numerze:
-Szczypta humoru
-Historia pisanki
-Dzień Książki
-Co nieco o zajączku wielkanocnym
-Łamigłówki
-Pyszne przepisy na Wielkanoc
-Rady przed egzaminami
- Wiosna, ach to ty…
-Co powinno się znaleźć w koszyczku
wielkanocnym?
-Polskie przysłowia o wiośnie i Wielkanocy
-Opowiadania konkursowe
Str. 2 Gazetka Szkolna
Wielkanoc w
przysłowiach
1. Pogodny dzień wielkanocny grochowi wielce
pomocny.
2. Gdy na dzwony wielkanocne pada, suchość nam
przez całe lato włada.
3. Zielone Boże Narodzenie, A Wielkanoc biała, w
polu uciecha mała.
4.Jak pada we Wielkanoc, to trzeci kłos na polu
ginie, ale jak pada na Zielone Świątki, to naprawi.
5.Jeżeli w wielkanocną niedzielę deszcz, między
Wielkanocą i Świątkami więcej słoty niż pogody.
6.Gdy Wielki Piątek ponury, Wielkanoc będzie bez
chmury.
7.Jeśli w Wielki Piątek deszcz kropi, radujcie się
chłopi.
8.Deszcz na Wielki Piątek napcha każdy kątek.
9. Gdy na świętego Marka (25 IV) Wielkanoc
przypada, cały świat zawoła biada.
HISTORIA DNIA KSIĄŻKI to doroczne święto
organizowane przez UNESCO w celu promocji
czytelnictwa, edytorstwa i ochrony własności
intelektualnej za pomocą praw autorskich . Dzień
ten po raz pierwszy obchodzono 23 kwietnia 1995
roku . Data ta wybrana została jako symboliczna
dla literatury światowej . W tym dniu w roku
1616 zmarli Miguel de Cervantes , William
Szekspir i historyk perumiański Inca Garcilaso de
la Vega . W Wielkiej Brytanii i Irlandii Światowy
Dzień Książki wyjątkowo obchodzony jest w
pierwszy czwartek marca , tak aby święto to
wypadało w trakcie semestru szkolnego . Pomysł
organizowanego święta narodził się w Katalonii w
1926 r. . Wystąpił z nim
wydawca z Walencji ,
Vincente Clavel Andres . Z
początku planowano
związać je z datą 7
października , domniemaną
datą urodzin Cervantesa,
lecz ze względu na
niepewność z nią związaną , ostatecznie ustalono
SZCZYPTA HUMORU
Zajączek wchodzi do baru i pyta:
- Kto mi pomalował rower na
zielono?!
Cisza. Wstaje niedźwiedź i mówi:
- Ja, bo co?!
Na to zajączek :
- Chciałem się zapytać, jak długo
schnie farba!
***
Zając przychodzi do cukierni. Widzi
marchewkowe ciasto.
- Ile kosztuje 1 kg ciasta?
- 50 zł.
- A ile okruszki?
- Okruszki są za darmo.
- Aha, to poproszę 2 kilogramy
okruszków.
***
Przychodzi zajączek do sklepu misia:
- Poproszę landrynkę z najwyższej
półki.
Miś wczołguje się po drabinie.
Widząc, że wchodzi do sklepu drugi
zajączek, miś bierze drugą
landrynkę. Na dole miś daje
pierwszemu zajączkowi landrynkę i
pyta drugiego:
- Ty też chcesz landrynkę z
najwyższej półki?
A zajączek na to:
- Ja poproszę dwie.
***
Idzie zajączek lasem i śpiewa:
- Pomylony misiu! Pomylony misiu!
Na drugi dzień to samo. W końcu
miś się wkurzył:
Zajączek:
- Pomylony misiu! Pomylony misiu!
Misiu:
- Coś ty powiedział?
- Pomyliło mi się! Pomyliło mi się!
***
Przychodzi zajączek do sklepu
niedźwiedzia:
- Jest chleb dwukilogramowy?
- Nie, jest jednokilogramowy.
Następnego dnia:
- Jest chleb dwukilogramowy?
- Nie, jest jednokilogramowy.
Niedźwiedź postanowił upiec chleb
dla zajączka. Przychodzi zajączek:
- Jest chleb dwukilogramowy?
- JEST!
- To poproszę połowę.
***
Przed świętami wielkanocnymi
zajączek- odwiedzając niedźwiedzia-
wręczył mu wielkanocną pisankę. Gdy
misiek wziął ją w łapy, pisanka
wybuchła i wybiła mu wszystkie zęby.
Zajączek patrzy na niedźwiedzia i
mówi:
- Co tak gębę otworzyłeś? Nigdy nie
widziałeś kinder-niespodzianki?
W szklanym naczyniu wymieszaj mąkę z przegotowaną
letnią wodą. Dodaj skórkę razowego chleba i kilka ząbków
czosnku. Naczynie przykryj czystą lnianą szmatką i postaw
w ciepłym pomieszczeniu. Po kilku dniach żur będzie
gotowy. Jeśli zależy Ci na ugotowaniu niezawiesistej zupy,
delikatnie (żeby nie zmącić zawartości), zlej sam płyn,
zostawiając na dnie mąkę. Jeśli natomiast lubisz żurki
gęściejsze, weź także część lub całą zawiesinę z dna
naczynia.
Wykonanie żurku:
Cebulę podpiec na patelni bez tłuszczu. Kiełbasę zalać
gorącym wywarem, dodać cebulę, liść laurowy i ziarna
pieprzu. Gotować 30 min. Wyjąć cebulę, wlać zakwas i
gotować na wolnym ogniu przez 20 min. Wyjąć kiełbasę,
zupę przecedzić. Dodać przeciśnięty przez praskę czosnek,
śmietanę i majeranek. Doprawić solą i pieprzem do smaku.
Kiełbasę pokroić w cienkie słupki. Dodać do żurku.
Zagotować. Podawać z połówkami jajek, licząc po jednej na
porcję.
*******************************************************
Babka cytrynowa
Składniki:
1 szklanka cukru ,1,5 szklanki mąki, 1,5 łyżeczki proszku do
pieczenia, 4 jaja, pół szklanki gęstej kwaśnej śmietany, 3,5
łyżki świeżo wyciśniętego soku z cytryny, skórka otarta z 3
cytryn,6 łyżek rozpuszczonego i przestudzonego masła
Wykonanie:
Piekarnik nagrzać do 175°C, przygotować formę keksówkę
(22 x 8 cm) lub blaszkę według uznania. W misce wymiesz
mąkę, cukier i proszek do pieczenia. Dodać lekko
roztrzepane jaja i wymieszać mikserem, aż do uzyskania
gładkiej masy. W osobnym garnuszku połączyć ostudzone
masło, śmietanę i sok i skórkę z cytryny. Wlać do masy z
jajkami, wymieszać, można zmiksować. Ciasto przelać do
formy i piec około 60 minut do tzw. suchego patyczka. Z
cukru pudru i soku z cytryny zrobić lukier (dokładnie
wymieszać, można dodać odrobinę gorącej wody). Polać
ciasto.
*******************************************************
Zdobienie pisanek:
-nakleić wzory z kolorowego papieru
-na skorupkę nanieść specjalnym pisakiem rozgrzany
Str. 3
Miękki mazurek z kajmakiem
Składniki:
Ciasto:
400 g mąki krupczatki, 100 g cukru,
250 g masła, 4 żółtka, 4 łyżki mleka,
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia, cukier waniliowy lub kilka
kropli aromatu wanilinowego
Kajmak:
puszka słodzonego mleka skondensowanego (250 ml), ok. 100
ml dżemu śliwkowego ,ok. 100 g orzechów włoskich, dowolne
polewy i bakalie do dekoracji, ew. 100 g mlecznej czekolady
Przygotowanie kajmaku:
Puszkę mleka całkowicie zanurzoną w wodzie gotować pod
przykryciem na bardzo małym ogniu 2,5 do 3 godzin. Przed
otwarciem puszkę całkowicie ostudzić.
Przygotowanie ciasta:
Mąkę z proszkiem do pieczenia, cukrem i masłem posiekać w
misce. Dodać żółtka, mleko, aromat i jak najszybciej zagnieść.
Ciastem wykleić blachę. Można uformować ozdobny rant, ale
wówczas należy pamiętać o obciążeniu ciasta na przykład
niełuskanym grochem. Spód włożyć do piekarnika i zrumienić
w 180 stopniach przez około 25 minut. Upieczone ciasto
delikatnie przełożyć na deskę, posmarować cienką warst
kwaśnego dżemu lub powideł, posypać posiekanymi orzechami
włoskimi i w końcu rozprowadzić równą warstwę kajmaku.
Mazurek dowolnie ozdobić kolorową polewą, bakaliami,
orzechami albo owocami kandyzowanymi. Świetnie smakuje
również wersja mazurka posmarowanego dżemem, a następnie
warstwą kajmaku wymieszanego z rozpuszczoną w kąpieli
wodnej czekoladą.
*********************************************************
Żurek wielkanocny
Składniki:
2 l wywaru z mięsa i warzyw, 1 l żuru (zakwasu z żytniej mąki),
50 dag surowej białej kiełbasy, 35 dag kiełbasy polskiej surowej,
4 jajka na twardo, 1/2 szklanki gęstej kwaśnej śmietany, 1
średnia cebula, 7 ząbków czosnku, 4 liście laurowe, 2 łyżki
suszonego majeranku, 10 kulek ziela angielskiego, 10 ziarenek
czarnego pieprzu, sól i świeżo mielony pieprz do smaku
Zakwas z mąki żytniej do żurku:
Składniki: 3-4 łyżki żytniej razowej mąki, 2 szklanki
przegotowanej letniej wody, skórka razowego chleba, kilka
Cytrynka
Składniki na biszkopt:
3-4 jajka
1/2 szkl. cukru
1/3 szkl. mąki tortowej
1/3 szkl.mąki ziemniaczanej
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
Składniki drugiej warstwy:
2 szkl. wody
4 łyżki cukru
1 galaretka cytrynowa
1/2 szkl.soku z cytryny
2 budynie cytrynowe bez cukru (mogą być waniliowe)
1 kostka masła (margaryny)
Składniki trzeciej warstwy:
1/2 litra śmietany kremówki
1 galaretka cytrynowa
Na wierzch ciastka petitki i lukier
Wykonanie:
Biszkopt:
Ubić białka z cukrem ,potem dodać po jednym żółtku
i ,gdy są ubite ,powoli dodawać zmieszane mąki z
proszkiem. Upiec.
Masa budyniowa:
Zagotować wodę z cukrem .Budynie rozrobić w soku z
cytryny. Do gotującej wody wsypać galaretkę i potem
rozrobione budynie, ugotować budyń i go wystudzić.
Utrzeć masło i dodawać do trochu zimny budyń, powstałą
masę wyłożyć na biszkopt.
Rozpuścić galaretkę w 1/3 szkl. wody. Kremówkę ubić i
zmiksować z tężejąca galaretką, wyłożyć na masę
budyniową. Na wierzch poukładać petitki maczane w soku
z cytryny i polukrować.
***********************************************************
Sałatka z jajek i łososia
Składniki:
20 dkg wędzonego łososia, 5 jajek na twardo, 2 duże
ugotowane marchewki, 2 duże cebule , majonez, sól ,
pieprz, szczypiorek.
Wykonanie:
Łososia drobno kroimy w kosteczkę,
wykładamy do szklanej miseczki.
Smarujemy cienko majonezem. Jajka
obieramy ,żółtka ucieramy z drobno
pokrojoną i sparzoną cebulką (cebule
przelać na sitku gotowana woda ), doprawiamy sola i
pieprzem .Żółtka z cebulką wykładamy na łososia i
nakładamy cienką warstwą majonezu. Na to starta na
dużych oczkach marchewka i kolejna ,cienka warstwa
majonezu. Ostatnia warstwa to białka starte na dużych
oczkach. Szczypiorek drobno pokroić, posypać sałatkę i
gotowe włożyć do lodówki.
******************************************************
Sernik z bezą
CIASTO:
40 dkg mąki pszennej (w oryginale tortowej, ale ja robię z
pszennej),14 dkg cukru pudru,20 dkg masła lub
margaryny,2 jajka,2 torebki cukru waniliowego,2 łyżeczki
proszku do pieczenia, szczypta soli, aromat waniliowy.
MASA SEROWA:
1 kg twarogu,4 żółtka, szklanka oleju, 20 dkg cukru,2
torebki budyniu waniliowego,2 szklanki mleka, szczypta
soli, olejek cytrynowy.
WIERZCH:
4 białka,16 dkg cukru pudru.
CIASTO: Z podanych składników zagnieść kruche ciasto i
wstawić je do lodówki na godzinę (zawinięte w folię
spożywczą). Blaszkę dokładnie wysmarować margaryna.
Ciastem wykleić blaszkę robiąc kilkucentymetrowy rant
(czyli ścianki ). Uważać na brzegach, żeby nie było go za
dużo, bo urośnie )
MASA SEROWA:
Twaróg przekręcić dwa razy przez maszynkę lub przecisnąć
przez praskę do ziemniaków. Żółtka, cukier i ewentualnie
olejek starannie utrzeć mikserem. Do masy żółtkowej
dodawać twaróg, olej, budyń (w proszku!) i na końcu mleko
oraz szczyptę soli, cały czas ucierając. Dokładnie
wymieszaną masę wylać na ciasto. Masa będzie rzadka!
Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 40-45 minut
w temperaturze 170-175 stopni.
WIERZCH: W czasie, kiedy ciasto się piecze, zrobić bezę.
Białka ubić na sztywno, dodać cukier puder cały czas
ubijając. Po 40-45 minutkach wyjąć ciasto, nałoż
równomiernie na cała powierzchnie bezę i wstawić do pieca
na następne 20 minut. Teraz juz jest gotowe:)
SMACZNEGO !!!
Str. 5 Gazetka Szkolna
Zmartwychwstania Pańskiego. Po nabożeństwie
rozpoczyna się w domu uroczyste śniadanie
wielkanocne. Ucztę poprzedza dzielenie się
poświęconym jajkiem i życzenia. Zwyczaj ten
przypomina obrzęd łamania opłatka w wigilię
Bożego Narodzenia. Kiedyś po podzieleniu się
jajkiem, a jeszcze przed rozpoczęciem jedzenia
każdy z domowników musiał zjeść chrzan.
Zmuszano do tego nawet małe dzieci tłumacząc
im, że dzięki temu przez cały rok nie doświadczą
bólu zębów, brzucha, kataru ani kaszlu. Uważano
to za umartwianie, któremu należy poddać się
przed obtym i smacznym świątecznym
jedzeniem. Dopiero potem można było próbować
wielkanocnych przysmaków.
PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY
Drugi dzień Świąt Wielkanocnych zwany
śmigusem-dyngusem po dzień dzisiejszy upływa
na zabawach i harcach młodzieży, połączonych z
oblewaniem się wodą. Pierwotnie dyngus i
dyngusowanie były wymuszaniem datków, przede
wszystkim jajek, pod groźbą przymusowej kąpieli.
„Dzień św. Lejka’’ jak żartobliwie określano lany
poniedziałek nikomu nie
mógł ujść na sucho.
Wśród pisków, krzyków,
szamotaniny i śmiechu,
najchętniej urządzano
dyngus ładnym i
lubianym pannom. Ta z
dziewcząt, której nie
oblano wiadrem wody lub nie wrzucono do rzeki,
stawu czy chociażby koryta czuła się obrażona.
Co nieco o … zajączku wielkanocnym.
ZAJĄCZEK WIELKANOCNY- to zwyczaj
(pochodzenia niemieckiego) obdarzania dzieci w
święta Wielkanocy słodyczami i innymi
upominkami. Początkowo występował tylko na
Śląsku i Pomorzu. Koszyczki z niespodziankami od
zajączka i z kolorowymi jajami, łakociami, a
później także prezentami, chowano w ogrodzie
lub w różnych skrytkach domowych, a dzieci
szukały ich od wczesnego ranka w Niedzielę
Wielkanocną. Z czasem zwyczaj dawania dzieciom
WIELKANOC
Wielkanocna Pascha- najstarsze
i najważniejsze święto
chrześcijańskie upamiętniające
śmierć krzyżową i
zmartwychwstanie Jezusa
Chrystusa. Poprzedzający ją tydzień, będący
okresem wspominania ważnych dla wiary
Chrześcijańskiej wydarzeń, nazywany jest Wielkim
Tygodniem. Wielkanoc jest świętem ruchomym-
podczas Soboru Nicejskiego w 325 roku ustalono,
że będzie się ją obchodzić w pierwszą niedzielę po
pierwszej wiosennej pełni księżyca. Oznacza to, że
Wielkanoc może wypaść najwcześniej 22 marca, a
najpóźniej 25 kwietnia.
WIELKA SOBOTA
W Kościele katolickim dzień ten jest dniem
wyciszenia i oczekiwania na przyjście Chrystusa. Od
wczesnych godzin rannych katolicy adorują
Najświętszy Sakrament w przygotowanej do tego
celu kaplicy zwanej Grobem Pańskim. Jest to czas
żałoby po ukrzyżowanym Jezusie Chrystusie. Jest to
również okazja do skorzystania z sakramentu
pokuty. Tradycyjnie w tym dniu błogosławi się
pokarmy na stół wielkanocny . W Wielką Sobotę w
Kościele katolickim, podobnie jak w Wielki Piątek,
nie są odprawiane msze św. Co prawda, po
zapadnięciu zmroku odprawiana jest msza Wigilii
Paschalnej, ale należy już ona do obchodów
Niedzieli Wielkanocnej (przejęto z tradycji
żydowskiej, w której po zmroku rozpoczyna się
nowy dzień). Wielka Sobota jest jedynym dniem
bez Eucharysi. W kościołach nie tylko nie
odprawia się mszy, jak to jest w Wielki Piątek, lecz
nie rozdaje się też Komunii świętej. Komunię
można zanosić jedynie umierającym jako wiatyk.
Jest to więc dzień całkowitej pustki, wciąż
obnażonego ołtarza, pustego tabernakulum.
NIEDZIELA WIELKANOCNA
Najważniejszym momentem obchodów
wielkanocnych jest uroczysta rezurekcja, msza
odprawiana w Wielką Niedzielę ku chwale
Krzyżówka
Str. 6 Gazetka Szkolna
Historia pisanki
Najstarsze pisanki pochodzą z terenów sumeryjskiej
Mezopotamii. Zwyczaj malowania jajek znany był w
czasach cesarstwa rzymskiego, wspominają o nim
Owidiusz, Pliniusz Młodszy i Juwenalis. Na ziemiach
polskich najstarsze pisanki, pochodzące z końca X
wieku, odnaleziono podczas wykopalisk
archeologicznych w pozostałościach grodu na
opolskiej wyspie Ostrówek. Wzór rysowano na nich
roztopionym woskiem, a następnie wkładano je do
barwnika – łupin cebuli lub ochry, które nadawały im
brunatnoczerwoną barwę.
W procesie chrystianizacji pisankę włączono do
elementów symboliki wielkanocnej. Obecnie
pisanki wykonuje się przed Wielkanocą. Mają
symbolizować rodzącą się do życia przyrodę, a w
chrześcijaństwie dodatkowo nadzieję wynikającą z
wiary w zmartwychwstanie Chrystusa.
1. Wiosenny ptak
2. Zieleni się wiosną.
3. Po zimie...
4. Wracają zza morza.
5. Mieszkają w nich ptaki.
6. Największa gwiazda.
7. Częściej na nie chodzimy wiosną.
Wiosna w przysłowiach polskich
A po lutym marzec spieszy, koniec zimy
wszystkich cieszy.
Co w marcu urośnie, to w maju zmarznie.
Gdy dzika gęś w marcu przybywa, ciepła wiosna
bywa.
Jak nie ma śniegu w marcu, deszczu w maju, to
nie ma urodzaju.
Na świętego Grzegorza idzie zima do morza.
Gdy kwiecień chmurny, a maj z wiatrami, rok
żyzny przed nami.
Gdy na przełomie kwietnia i maja burze, to
wróży nam urodzaje bardzo duże.
Gdy w kwietniu słonko na dworze, nie będzie
pustek w komorze.
Jeśli na Wojciecha śnieg pada, co trzecia kopa
siana na łąkach przepada.
Jeśli w kwietniu pszczoły nie latają, to długie
chłody się zapowiadają.
Gdy przyjdzie wiosna hoża, pójdzie zima do
morza.
Drogi Ósmoklasisto …i nie tylko:
Na dzień przed egzaminem:
Zaufaj swojej wiedzy, odpuścić sobie
powtarzanie na ostatnią chwilę.
Odpocznij, spędź czas na świeżym powietrzu, żeby się
dotlenić. Posłuchaj muzyki, która Cię uspokaja.
Pójdź wcześniej spać, by w dniu egzaminu być
wyspanym. Nie zapomnij o nastawieniu budzika!
Sprawdzian zaczyna się o 9.00!
W dniu egzaminu:
Wstań o takiej porze, by mieć czas na spokojne
wykonanie porannych czynności. Zjedz śniadanie –
gdy jesteś najedzony, mózg sprawniej pracuje, a Ty
możesz skupić s na zadaniu. Przyjdź do szkoły co
najmniej pół godziny przed testem. Nie ma co
ryzykować spóźnienia, poza tym pisanie z biegu
zakłóciłoby Twój spokój.
W czasie egzaminu:
Po zajęciu swojego miejsca zorientuj się w sytuacji,
rozejrzyj się po sali zobaczysz tam wiele znajomych
osób. Przygotuj długopis, uważnie słuchaj
komunikatów i poleceń przewodniczącego komisji.
Weź kilka głębokich oddechów, by uspokoić się i
dotlenić zg. Gdy dostaniesz arkusz ze
sprawdzianem, sprawdź, czy jest kompletny. Czytaj
dokładnie polecenia do zadań, zwracaj uwagę na
szczegóły - w nich jest wiele wskazówek.
Podkreśl liczby i inne ważne informacje pojawiające
się w treści zadania. Zwracaj szczegól uwagę na
słowa „są / nie są”, „zdanie prawdziwe / fałszywe” itp.
czytaj ze zrozumieniem! Zaznacz pytania, na które
na pierwszy rzut oka znasz odpowiedź lub wiesz, jak
rozwiązać dane zadanie od nich rozpocznij pisanie
sprawdzianu. Odpowiadaj tylko na to, o co pytają, bo
tylko to jest oceniane. Chwalenie się tutaj dodatkową
wiedzą to strata czasu - nie ma za nią punktów.
Zadania, które wydają Ci się trudne, lub na które nie
znasz odpowiedzi, zostaw na koniec pozwoli to na
efektywne wykorzystanie czasu.
Co jakiś czas powtarzaj sobie w myślach: „dobrze mi
idzie”, „potrafię to”, „dam radę” w ten sposób
zmobilizujesz swój mózg do efektywnej pracy.
Co poradzić na pustkę w głowie?
Pustka w głowie to efekt stresu egzaminacyjnego.
Jeżeli nie możesz przypomni sobie odpowiedzi na
jakieś pytanie, choć wiesz, że znasz, zostaw puste
miejsce i przejdź do kolejnego pytania.
Jest szansa, że w trakcie rozwiązywania kolejnych
zadań odpowiedź odnajdzie się w Twojej głowie –
mózg będzie jej poszukiwać, mimo, że Ty będziesz
rozwiązywać kolejne zadanie.
Zadawaj sobie w myślach pytania pomocnicze (Kto?
Kiedy? Gdzie? Jak?), pozwalające na łączenie faktów i
dojście do potrzebnych informacji.
Postaraj się odprężyć.
Weź kilka głębokich oddechów, rozluźnij ramiona,
Zamknij na chwilę oczy, pomasuj skronie.
Napnij mięśnie twarzy, a następnie je rozluźnij.
Zaciśnij palce u rąk i nóg, rozluźnij je i kilkakrotnie
powtórz to ćwiczenie.
POWODZENIA!!!
Uczniom klasy VIII życzymy
połamania piór podczas
zbliżającego się wielkimi
krokami Egzaminu
Ósmoklasisty. Pamiętajcie „
Nauka jest niezmierzonym
morzem dobrej wody. Im
więcej jej pijesz, tym bardziej
jesteś spragniony.”
Trzymamy za Was
mocno kciuki!!!
Redakcja
Wiosna, ach to ty…
„Zapachniało, zajaśniało, wiosna,
wiosna, ach to ty!” Tak śpiewał
Marek Grechuta, tak też każdemu z
nas kojarzy się wiosna - z ciepłem,
radością, coraz dłuższymi dniami
pełnymi niesamowitych przygód. Wiosną wszystko jest
magiczne, życie budzi się na nowo. więcej „bujamy” w
obłokach, nie bierzemy do siebie wszystkiego „na
serio”. I to w tej porze roku jest najpiękniejsze.
„Gdzie kwitnie kwiat musi być wiosna, a gdzie jest
wiosna wszystko wkrótce zakwitnie”
Trudno nie zgodzić się ze słowami niemieckiego poety
Friedricha Ruckerta. Po chłodnej, mało przyjemnej
zimie znów odkrywamy świat. Cieszy nas skrawek
trawy widocznej spod topniejącego śniegu, śpiew
ptaków, słońce. Pozbywamy się szalików, czapek i
kozaków. Każdemu poprawia się humor, bo jak tu się
nie cieszyć, gdy za oknem wszystko śpiewa? Większość
z nas utożsamia wiosnę z miłością. Wszyscy wiemy, że
to właśnie wtedy zakochuje się najwięcej osób. Miłość
z pąkami kwiatów, pierwszymi płomykami słońca w
tle faktycznie wygląda nadzwyczaj zjawiskowo.
Uczniom ta pora roku kojarzy się z wycieczkami
szkolnymi, biwakami, beztroską i zbliżającymi się
wakacjami. Wieczorne ogniska w gronie przyjaciół,
długie spacery, możliwość biegania, grania w piłkę na
zewnątrz i coraz mniej nauki powoduje, że młodzież
czuje się wprost fantastycznie. Ostatnio natrafiłam na
ankietę przeprowadzoną na jednym z portali
internetowych. Pytanie było banalne : z czym kojarzy
ci się wiosna; a odpowiedzi przewidywalne. Mimo to
poczułam optymizm. Przecież za chwilę znów
zaśpiewają ptaki, obudzą mnie promyki słońca i pójdę
na spacer. Co prawda trwało to krótko, bo następnego
dnia spadł deszcz, ale przez moment byłam pewna
wiosennej nadziei. Wstawanie o szóstej rano nie będzie
oznaczało ciemnego pokoju i chęci pozostania jak
najdłużej w łóżku. Grube swetry odejdą w niepamięć,
podobnie jak kurtki. Parasolki schowane zostaną w
szufladzie do następnej jesieni. Nawet ludzie będą
bardziej mili i radośni. Tak więc, gdy ujrzysz pierwsze
oznaki wiosny, wyjdź na zewnątrz, nabierz świeżego
powietrza do płuc i delektuj się wiosenną chwilą.
Osobiście mam zamiar tak zrobić, bo przecież przed
nami coraz dłuższe i coraz cieplejsze dni… A to
napawa optymizmem.
Co powinno trafić do koszyczka
wielkanocnego?
Zgodnie z tradycją:
Chleb - symbolizuje Ciało Chrystusa. Wkładamy go
do koszyczka, by zapewnić sobie dobrobyt i
pomyślność
Wędlina - symbol zdrowia i płodności dla nas i
rodziny
Sól - symbolizuje oczyszczenie i prawdę, włożona do
koszyczka będzie miała moc odstraszającą zło
Jajko - symbol życia, Włóżmy go do koszyczka, by
pamiętać o wciąż odradzającym się życiu.
Ser - jest symbolem związku człowieka z przyrodą
Chrzan - symbolizuje siłę fizyczną, którą powinien
nam zapewnić przez cały rok
Ciasto - symbol umiejętności i doskonałości
Baranek - najbardziej znamienny symbol świąt
wielkanocnych, uosabia przezwyciężenie zła
Zgodnie z fantazją:
Często do święconki dodawane są także słodycze i
owoce, ale możesz włożyć do koszyczka również to,
co lubisz najbardziej i co ma dla ciebie symboliczne
znaczenie.
Wiklinowy koszyczek wielkanocny zazwyczaj
przyozdobiony jest gałązkami borówki oraz
koronkowymi serwetkami. Możesz opleść jego
uchwyt białą koronką lub kolorową wstążką i
przepleść ją zielonymi gałązkami lub wiosennymi
kwiatami.
***********************************************
WIELANOCNA WYKREŚLANKA
Wyrazy do wykreślenia:
PALMA, ZAJĄCZEK, WYDMUSZKA, PISANKA,
BABKA, ŻUREK, MAZUREK, KEKS, OWIECZKA,
BARANEK, MIRTA, JAJKO, RADOŚĆ
A W W A M L A P J
T I Y B A B K A A
R A D O Ś Ć E K J
I L M A Z U R E K
M Ż U R E K K K O
P I S A N K A S A
A K Z C E I W O N
- O K E N A R A B
C Z A J Ą C Z E K
A teraz przeczytajcie konkursowe opowiadania Waszych Koleżanek. ( Jest to konkurs im. Jana Parandowskiego na
opowiadanie zgodnie z zasadami fair play). Wyniki w maju, więc trzymamy kciuki i gratulujemy talentu.
„ Walka’’
Drogi Pamiętniku!
Mam na imię Wiktoria i chodzę do klasy czwartej. Opowiem Ci moją historię, która niestety nie jest szczęśliwa. Gdy miałam 8
lat, moje życie zmieniło się całkowicie… Ale zacznę od początku.
Zawsze byłam energicznym dzieckiem. Wszędzie mnie było pełno. Moim ulubionym zajęciem był rysowanie, wycinanie,
klejenie , a więc prace plastyczne. Uwielbiałam też książki. Nadal czytam dużo, choć początki mojego samodzielnego czytania nie były
imponujące. Pamiętam, że kiedy mama wołała mnie do czytania, zawsze szukałam wymówki. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez
lektury… Innym moim hobby było czesanie lalek Barbie, robienie im fryzur, farbowanie włosów. Moje Barbie były zawsze eleganckie
i modne. Muszę jeszcze wspomnieć o mojej miłości do zwierząt. Mam kota i psa. Kot wabi się Marmoladka, a pies Ksenia (choć
wołamy na nią-bo to dziewczyna- Ksenna). Marmoladkę mam już …niech pomyślę…4 lata, a Ksenię tylko 2. Zabraliśmy ją ze
schroniska dla zwierząt. Była bardzo samotna i opuszczona. Od razu, gdy ją zobaczyliśmy, wiedzieliśmy, że to ona jest naszym
ukochanym psem. I tak nasza rodzinka powiększyła się. Mam jeszcze młodszego brata-Piotrka. Każdy kto ma rodzeństwo wie, że
posiadanie młodszego brata nie jest takie cudowne, jak mówią. Choć czasami cieszę się, że to ja jestem starsza…mogę nim trochę
porządzić, a to już dużo….
Chętnie chodziłam też do szkoły. Miałam dużo koleżanek i kolegów, swoją ulubioną panią i mnóstwo zajęć
pozalekcyjnych, które dawały mi sporo radości. Jednak w połowie klasy 3 coś złego zaczęło się ze mną dziać. Nagle stałam się mało
ruchliwa, cała energia ze mnie uszła, nic mi się nie chciało i czułam się ciągle zmęczona. Początkowo mama składała to na karb
przesilenia wiosennego i mówiła, że to minie jak tylko wiosna rozgości się na dobre. Jednak mijały tygodnie, a ja czułam się coraz
gorzej, słabłam w oczach. Na lekcjach myślałam tylko o tym, by wrócić do domu i położyć się do łóżka. Pewnego kwietniowego
popołudnia poczułam się naprawdę źle. Zaczęło się od zawrotów głowy, potem świat zaczął mi wirować przed oczami, zrobiło mi
się niedobrze i…zemdlałam. Kiedy się obudziłam, byłam na pogotowiu i nic nie pamiętałam. Mama opowiadała mi później, że
strasznie się o mnie bała, bo nie mogła mnie ocucić. Na SOR-ze powiedzieli, że najprawdopodobniej nic mi nie jest i że to zatrucie,
które szybko minie. Przepisali leki i chcieli wypisać mnie do domu, jednak moja mama się nie zgodziła. Zażądała, by skierowano mnie
na oddział i przeprowadzono badania. Najbliżej znajdował się szpital w Krakowie, dlatego tam udaliśmy się niezwłocznie. Oczywiście
na oddział dziecięcy. Po przybyciu do szpitala jeszcze długo musiałam czekać na przycie, a znów zaczynałam się źle czuć. W końcu
zemdlałam kolejny raz i zapadłam w śpiączkę. Nie wiem, co działo się ze mną potem, ale chyba szybko zareagowano, bo obudziłam
się już na sali szpitalnej. Muszę powiedzieć , że w tym całym nieszczęściu, miałam trochę szczęścia. Pan doktor, który mnie przyjął,
od razu postawił diagno-cukrzyca. I wtedy dopiero się zaczęło…Moje życie wywróciło się do góry nogami…z małej, 8-letniej
dziewczynki, musiałam stać się bardzo dojrzałym dzieckiem , które nie powinno narzekać na te wszystkie zmiany w swoim życiu,
….ale ja płakałam, ciągle, bez przerwy, non stop….Nie wyobrażasz sobie, Drogi Pamiętniku, jaki to ból usłyszeć, że już zawsze
muszę nosić pompę insulinową przy sobie, że moje posiłki muszą być o ściśle wyznaczonych porach i w ściśle określonych
proporcjach, że nie mogę żyć jak inne dzieci z mojej klasy….Poczułam strach i przerażenie słowami doktora….Nie chciałam już żyć!
W tamtym momencie chciałam zasnąć i obudzić się kilka dni wcześniej, gdy wszystko było normalne. Załamałam się , nie chciałam
jeść ani pić, buntowałam się, gdy dostawałam zastrzyki z insuliną. Bolała mnie noga od ciągłego nakłuwania. Wciąż pytałam mamę,
kiedy się to skończy. Po kilku dniach, kiedy moje wyniki trochę się unormowały zostałam przeniesiona na inną salę. Tam poznałam
dwie dziewczynki, które chorowały na to co ja. Dziś już nie pamiętam ich imion, ale dzięki nim nie myślałam wciąż o tej chorobie.
Zaczęłam się nawet uśmiechać, a bywały chwile, ze czułam się tak dobrze jak przed chorobą. Mój pobyt w szpitalu trwał długo, bo
ponad 3 tygodnie. Przed wypisem do domu przyszła do mnie pani psycholog i zabrała na rozmowę. Starała się mnie przekonać, że
można żyć z cukrzycą, tylko trzeba się z nią zaprzyjaźnić. Nie uwierzyłam jej. Już w szpitalu widziałam, jak bardzo moje życie s
zmieniło. Po powrocie do domu i do szkoły wszystko zostało podporządkowane mojej chorobie. Nienawidziłam tego. Utraciłam
swobodę robienia tego, co chciałam w danym momencie. Bardzo długo uczyłam się samej badać poziom cukru, nakłuwać palec i
W szkole było jeszcze gorzej. Stałam się atrakcją dla koleżanek i kolegów. Ciągle patrzyli na mnie z zaciekawieniem, co robię.
Niektórzy się nawet śmiali…Było mi bardzo przykro….
Mijały miesiące, a ja nadal nie mogłam się pogodzić z chorobą. Nic mnie nie cieszyło. Moje hobby przestało mi sprawi
radość. Aż któregoś dnia mama wzięła mnie na poważną rozmowę. Pamiętam, jak powiedziała, że muszę zacząć cieszyć się życiem
na nowo, a najlepszym sposobem będzie uprawianie sportu. Zaczęłam się śmiać, bo akurat ja nigdy lekcji wychowania fizycznego
nie lubiłam. Mama natomiast była nieugięta. I wiesz co, Pamiętniczku? Dobrze zrobiła…bo dziś sport to moje życie, moja radość i
pasja. Okazało się, że zapisano mnie na zajęcia karate, które prowadzone były w mojej szkole. Poszłam tam z niechęcią, bo
wiedziałam, że i tak mi się nie spodoba. Trener nie naciskał, tylko obserwował mnie i moje nastawienie. Pod koniec zajęć podszedł
do mnie i powiedział, żebym nie rezygnowała tak na samym początku. Pokazał mi parę chwytów, opowiedział o zdobywaniu
pasów, czyli kolejnych stopni umiejętności i o tym (co mnie bardzo zaskoczyło), że on sam też choruje na cukrzycę od kilku lat. Nie
mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam! Postanowiłam spróbować. Tak mijały miesiące. Ja powoli uczyłam się życia z chorobą.
Któregoś dnia, po zajęciach karate, trener zaprosił mnie na rozmowę i powiedział, że niedługo odbywają się mistrzostwa i chciałby
mnie wziąć. Nie mogłam w to uwierzyć. Co prawda ćwiczyłam wytrwale i chyba robiłam postępy, ale żeby na mistrzostwa???
Postanowiłam spróbować. Moja rodzina bardzo mi kibicowała. Zachęcali mnie i motywowali. W końcu nadszedł dzień zawodów.
Stres był niesamowity. Bardzo się bałam. Zależało mi, by wypaść jak najlepiej. Gdy nadeszła moja kolej, dostałam specjalny kask
ochronny i pas na brzuch, który przypominał gorset. Wygrałam 2 rundy z rzędu, ale to nie był koniec. Miałam startować jeszcze
jeden raz, żeby wywalczyć 2 miejsce. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Przez ten czas na mistrzostwach nie myślałam o
chorobie ani o insulinie, ani o zastrzykach. Cieszyłam się każdą chwilą i czułam się szczęśliwa. Trzecią rundę też wygrałam.
Uwierzyłam wtedy, że wszystko jest możliwe. Dostałam dyplom i medal, którymi pochwaliłam się w klasie. Gratulacjom nie było
końca. Koleżanki i koledzy wreszcie nie skupiali się na mojej chorobie, tylko na moich sukcesach. To było wspaniałe.
Od tej pory minęło już trochę czasu. Nadal chodzę na treningi karate. Niedługo będę walczyć o czarny pas. Już nie mogę
się doczekać. I wiesz co, Drogi Pamiętniku? Teraz już nie traktuje choroby jak kary. Zaakceptowałam ją, choć nie było łatwo. Ale
czasami marzę, że znajdzie się lekarstwo i uleczy tę moją cukrzycę raz na zawsze. Od niedawna też myślę, żeby w przyszłości zost
lekarzem i pomagać innym, wspierać ich w walce z chorobą i dawać nadzieję na normalne życie. Zobaczymy….
Wiktoria Kozik, kl.IV
***********************************************************************************************************************
„Przeszkody są po to, aby je pokonywać”.
Odkąd pamiętam, uczono mnie, bym goniła marzenia i nie rezygnowała z nich. Nie sądziłam też, że kiedyś będę musia
wybierać między marzeniami a osobami, z którymi spędziłam dużo czasu przez ostatnich parę lat. Otóż od 6 lat trenuję karate.
Nigdy nie myślałam, że ten sport stanie się dla mnie aż tak ważny.
Swoją przygodę z tym sportem zaczęłam na początku 3 klasy. Chodziłam tam głównie dlatego, że chodziło tam większość
moich znajomych. Zajęcia mało mnie interesowały, lecz nie zrezygnowałam. Uczęszczałam do klubu w mojej szkole. Udało mi się
nawet zdobyć pomarańczowy pas. Po drugim egzaminie doszło do sytuacji, w której można było dokupić sobie kolejny stopień bez
zdawania go. Pomimo mojego młodego wieku, wiedziałam, że coś jest nie tak, ale wtedy nie zastanawiałam się nad tym. Po dwóch
latach z przyjaciółką Asią postanowiłyśmy zmienić klub na inny. Był to klub, do którego uczęszczała ona, zanim zaczęła się moja
przygoda z tym sportem walki. Sensei bardzo dobrze nas przyjął. Nie sądziłam, iż będzie tak zwracał na mnie uwagę, gdyż w
poprzednim klubie nie poświęcano mi jej aż tyle. Po paru miesiącach dołączył do nas kolega mojej przyjaciółki-Kamil. Nie
polubiłam go na początku, ale musiałam tolerować, bo nie miałam innego wyjścia. Kamil ciągle się chwalił, że jest w tym sporcie
najlepszy, a ja puszczałam jego przechwałki mimo uszu. Podczas jednego z treningów Sensei poprosił, by mój tata przyszedł do
niego, ponieważ musi z nim porozmawiać. Od tamtego momentu zaczęłam uczęszczać na treningi 2 razy w tygodniu, w tym jeden
raz dla zaawansowanych, ponieważ okazało się, że mam w sobie to ,,coś’’. Nie do końca się z tym zgadzałam, gdyż w mojej opinii
miałam wiele braków w ćwiczeniach, jednak zdanie trenera było najważniejsze. Z czasem zaklimatyzowałam się. Znalazłam
przyjaciółkę-Zosię, z którą przyjaźnię się do dziś. Asia, z którą przeniosłam się do klubu, wróciła do starego przez brak porozumienia
z synem Senseia.
Kamil, niezbyt darzony przeze mnie sympatią, też zaczął chodzić więcej razy w tygodniu na zajęcia. Tłumaczył to chęcią
zdobycia mistrzostwa, ale ja wiedziałam swoje (chciał mi zaimponować)Dużo zaczęliśmy rozmawiać i sporo razem spędzaliśmy
czasu. Moje umiejętności rosły w siłę. Zaczęłam coraz więcej uwagi poświęcać treningom. Bliscy mi przyjaciele ciągle mówili, że
karate jest słabe, MMA czy boks są lepsze. Bolało mnie to, bo w końcu byli to moi przyjaciele. Przynajmniej ja za takich ich
uważałam. Na szczęście ciągle miałam wsparcie ze strony rodziny. Dalej się rozwijałam, ćwiczyłam naprawdę dużo, aż nadszedł czas
zawodów kata, czyli formy pokazu karate. Pierwsze zawody, ogromny stres. Serce biło mi jak oszalałe. Oglądając filmy z tych
zawodów, uważam, że nie zaprezentowałam się dobrze. Przegrywając pierwsze zawody, rosła we mnie determinacja. Więcej
ćwiczyliśmy kata, dzięki czemu szło mi coraz lepiej. Kolejne zawody, również duży stres, jednak dzięki staraniom zdobyłam 1 miejsce.
Byłam z siebie bardzo dumna, tak samo jak Sensei i rodzice. Dochodziły kolejne zawody i więcej treningów. Sensei moje zauważał
starania i poświęcenie, więc nominował mnie i dwie inne dziewczyny do bycia jego asystentkami. Z jedną bardzo dobrze się
dogadywałam, lecz z drugą było to wręcz przymusowe. Zdobywałam coraz wyższe pasy, a klub był dla mnie jak druga rodzina. Na
początku bardzo podobało mi się pomaganie i bycie asystentką, lecz z czasem zaczęło mnie to nużyć. Zaczęła się faworyzacja.
Oczywiście byłam zazdrosna, bo zależało mi na jak najlepszym pokazaniu się. Gdy nie tylko ja zaczęłam zauważać, że pomagam dużo
więcej niż rówieśniczki, ogarniła mnie złość pomieszana ze smutkiem. W międzyczasie bardzo zaprzyjaźniłam się z wcześniej
nielubianym kolegą. Pewnego dnia zaprosił mnie nawet na spacer. Od tamtej pory stało się to naszym rytuałem, by po treningu pójść
się przejść. Naprawdę zaczynałam go lubić. W pewnym momencie coraz mniej podobało mi się kata, natomiast na walki patrzyłam z
zaciekawieniem, co widział Sensei, który zdecydowanie napierał na kata. Próbowałam raz z nim porozmawiać na temat tego, co
sądzę, w końcu byliśmy wszyscy blisko. Nie spodobała mu się ta sytuacja. Próbowałam przekonać rodziców, że już nie chcę trenować
kata. Te informacje dotarły do Senseia. Oczywiście nie spodobało mu się to. Powiedziałam, że niekoniecznie zawody, ale chociaż
jakiekolwiek obycie się z nimi. W końcu coraz wyższe stopnie walki by nas nie ominęły. Co prawda klub był mały, więc nie miałam
idealnie dobranych sparing-partnerów, lecz z im większymi i cięższymi bym ćwiczyła, tym miałabym większe doświadczenie. Mieliśmy
może z 3 treningi sparingów, gdy do Polski zawitał covid-19. Treningów przez pierwsze 3 miesiące nie było. Potem zaczęły się na
małych salkach po maksymalnie 12 osób. Męczyło mnie to, a treningi nie sprawiy mi już przyjemności. Z każdego wracałam z
płaczem. Klub rozpadał się, a mnie męczyła sytuacja. Rodzice widzieli to. Martwili się o mnie. Rozmawiali ze mną, że jeżeli dalej chcę
się rozwijać w tym, a naprawdę jestem w tym dobra, to czas zmienić otoczenie. Zaczęłam coraz mniej chodzić na treningi, co
zauważył też Sensei. Próbował mnie pocieszać, a gdy to nie odnosiło skutku, wzbudzał we mnie poczucie winy. Wmawiał mi, iż wie,
że nigdy bym go nie zostawiła. Bawił się moimi uczuciami, czułam się manipulowana, lecz miałam bardzo mocne więzi z klubem i
ciężko było mi ich zostawić. Osoby ćwiczące kiedyś w tym klubie doradzały mi odejście, gdyż sądzili, że odrastam poziomem od
reszty i więcej się tu nie nauczę. Ich słowa naprawdę podtrzymywały mnie na duchu w tym ciężkim czasie. Zresztą przygotowywałam
się do kolejnego ważnego egzaminu. Gdy nadszedł ten dzień okazało się, że będzie nas egzaminowała mistrzyni Polski w walkach,
jak i w kata, Dorota Banaszczyk. Dałam z siebie wszystko, tak bardzo chciałam jej się spodobać... Po skończonych egzaminach
powiedziała Senseiowi, iż moja technika i sposób, w jaki wykonuję walki jest naprawdę pełen podziwu. Zrobiło mi się bardzo miło.
Nadszedł czas rozmowy z Senseiem. Nie cieszyło mnie to, lecz wierzyłam, że będzie coraz lepiej. Bardzo długi czas przepłakałam,
nie wiedząc, co robić, ale decyzja została podjęta. Na szczęście wspierał mnie też Kamil, przekonując, iż to dobra decyzja. Nadszedł
czas szukania nowego klubu, w którym będę mogła się rozwijać i cieszyć z każdego treningu. W całej sytuacji wspierała mnie rodzina
i przyjaciele. Bardzo mnie to cieszyło. W końcu znalazłam nowy klub. Po wakacjach nadszedł czas na pierwszy trening. Byłam
przestraszona tym, że ten klub był na wiele wyższym poziomie i jeżeli w tamtym klubie byłam najlepsza, to w tym mogę sobie nie
poradzić. Po pierwszych treningach zaczęło mi brakować starych przyjaciół. Dobijał mnie fakt, że są oni tak dobrzy, a nie ćwiczyli od
początku pandemii. W pewnym momencie pomyślałam, że to może nie dla mnie, lecz rodzice powiedzieli, że potrzeba czasu i
wytrwałości. Po kolejnych treningach moi trenerzy byli pod wrażeniem mojej techniki, jak i kata. Największy problem polegał na
braku doświadczenia w walkach i mojej słabej kondycji. Coraz bardziej bałam się walczyć, gdyż większość osób tam ćwicząca była
mistrzami Polski. Dalej nie byłam zaklimatyzowana, z nikim nie rozmawiałam, gdy nagle do klubu dołączył mój przyjaciel.
Podniosło mnie to na duchu bardzo mocno. Po pewnym czasie przyszły pierwsze zawody z walk, do których nie byłam
przygotowana, lecz chciałam spróbować i przekonać się, czy to dla mnie. Pomimo tego, że przegrałam, byłam z siebie dumna.
Bardzo polubiłam się z klubem i czuję się w nim już bardzo dobrze. Po zawodach doszłam do wniosku, że bardzo mnie do tego
ciągnie. Oprócz treningów zaczęłam wyrabiać kondycję w domu. Na treningach opkopywaliśmy się i próbowaliśmy nowych akcji,
które można zastosować podczas walki. Pewnego dnia, obudziłam się rano, próbowałam wstać, lecz nie mogłam. Bardzo bolała mnie
kość śródstopia, która bardzo łatwo może pęknąć przez zmęczenie i duży wysiłek fizyczny. Zaczęłam płakać i wpadłam w panikę.
Przez takie złamanie można nie chodzić przez prawie 2 miesiące. Ten fakt dobił mnie najbardziej. Udałam się do lekarza, który
zalecił prześwietlenie. Po czasie okazało się, że to zwykłe nadwyrężenie i wystarczyła zwykła maść oraz krótki okres rehabilitacji. Ta
sytuacja pokazała mi, iż bardzo istotne jest zdrowie w tym, co robię. Wtedy uwiadomiłam sobie, że ten sport jest naprawdę dla mnie
ważny i nieistotne, ile razy by mi odradzali karate, to wiem, że chcę się w tym rozwijać i nie wyobrażam sobie bez tego życia.
Bardzo dużo przeszłam i jestem z tego bardzo dumna. Cieszę się, że wspiera mnie rodzina, a prawdziwi przyjaciele są w
najtrudniejszych momentach przy mnie. Pomimo, że wiele osób nie wierzy we mnie, nie przejmuję się tym. Przeszkody są po to, by je
pokonywać. Teraz już wiem, że dam radę ćwiczyć to, do czego mnie bardziej ciągnie, czyli walki, a zarazem kata, na któregougo
pracowałam, mam do tego talent, więc w jakim celu miałbym to zaprzepaścić? Mam nadzieję, że będzie mi szło coraz lepiej, a w
trudnych sytuacjach nie będę się poddawać.
Weronika Sidzina, kl.VIII
*************************************************************************************************************************